Ewing pisze:
...Jest jeszcze jedna kwestia - tekst na drukowanej tablicy jest na stałe, natomiast ten w Internecie można w każdej chwili zmienić - kto miałby tego pilnować i płacić za utrzymanie domeny, tak żeby istniała co najmniej tak długo jak tabliczka z kodem QR?
Właśnie dlatego zaproponowałem bardzo krótkie jednozdaniowe określanie miejsca na małych tabliczkach i przekierowanie do Internetu przez QR i link, a nie obszerne teksty.
Domena nie musi kosztować, bo można materiały podpiąć pod stronę miasta, a nawet jako domena stosownego stowarzyszenia na rzecz takiej sprawy, to przecież to nie jest droga rzecz. A może Wikipedia? Nie wiem na ile tam się łatwo otwiera wątki. Ponadto może są na takie programy dofinansowania z programów typu „dziedzictwo kulturowe”.
W kwestii zgody na tablicę, czy jej braku:
Podobno miał się wypowiedzieć ostatecznie prezydent. Zakładam, że rozsądnie. Przecież nie wszyscy ludzie u władzy sieją demagogię dla zwrócenia na siebie uwagi.
Natomiast co do cenzury i zatwierdzania każdej treści – nie chodzi o taką zabawę lecz o zaproponowanie np. takich 200 tabliczek identyfikacyjnych, czyli cały program informacji o ciekawych miejscach w mieście, w tym przy wieży. Jeśli powstałaby jakaś forma współdziałania jednocząca stosowne stowarzyszenia, historyków, dziennikarzy, mająca lokalne wsparcie medialne, to urzędnicy nie mogliby nic powiedzieć przeciw temu bez groźby kompromitacji. Przecież to nie czasy Bismarcka, gdy zakazywało się mówienia po polsku i przypominania historii Polski.
Ta zespołowa inicjatywa byłaby sama inicjatorem treści i za nie odpowiadała. Rolą miasta byłoby stosowne wsparcie.
Nie wszystko co ma sens musi wychodzić od góry lub być wypraszane na kolanach. To już nie te czasy.
Seth napisał: „
Komuna istniała przez tyle lat nie dlatego, że była dobra, ale dlatego że było na nią społeczne przyzwolenie. Identycznie jest w tym przypadku.” (cytat wybiórczy – z tą częścią się zgadzam
)
Jeśli naprawdę nic się nie da zrobić, to należy stwierdzić, że komuna wraca w postaci podziału na rządzących, których nie można łatwo wysadzić ze stołka przez wadliwy system wyborczy i bezwolnych rządzonych, którzy jak za komuny siedzą cicho, nie umieją się porozumieć i wyrazić swojego zdania mimo, że nikt ich nie represjonuje za poglądy.
Uważam, że można by wystąpić z taką inicjatywą wspólnej akcji do wspomnianych i innych środowisk. Jeśli nic z tego nie wyjdzie, to przynajmniej będziemy wiedzieli jacy jesteśmy. My bydgoszczanie. I kto jest kto.