Major Sławiński, którego relację przytaczałem i Józef Kołodziejczyk, dziennikarz, mieli okazję na bieżąco analizować widzianą sytuację, na więcej niż jednej ulicy. O ile Sławiński wykonywał obowiązki służbowe, o tyle Kołodziejczyk ruszył w miasto aby to co zobaczył opisać. Był w newralgicznych punktach Bydgoszczy. Cytuję za "Prawda o t.zw Krwawej Niedzieli Bydgoskiej" opracował Józef Kołodziejczyk, Bydgoszcz 1945, strona 16 i dalsze;
"Udałem się na ulicę Toruńską i Kujawską, obszedłem niemal całe Szwederowo i Bernardyńską podążyłem na główną komendę policji. Przez całą wędrówkę, która trwała co najmniej 2 godziny, towarzyszyła mi ustawiczna strzelanina z dachów domów, z ogrodów, zza węgłów itp. Na Kujawskiej spotkałem policjanta, który pilnował trzech osobników, stojących przy murze z podniesionymi w górę rękoma. Zapytałem go, kto to taki. Odpowiedział, że są to podejrzani Niemcy- że samochód policyjny zaraz przyjedzie ich zabrać. W innym miejscu grupa ludzi rozprawiała na temat przechwycenia w ogrodzie miejscowego Niemca, który wśród słoneczników miał ukrytą radiową stację nadawczą. Wszędzie już niemal byli żołnierze (...) Największa strzelanina rozpętała się na głównych ulicach przejazdowych. Strzały z karabinów i pistoletów maszynowych wzmagały się tam, skoro na ulicy ukazało się wojsko polskie. Po wielu tarapatach dotarłem na komendę policji przy Jagiellońskiej "
Kołodziejczyk był praktycznie wszędzie, po opisywanych zdarzeniach widział nawet galopujący oddział artylerii, który jak wiemy jako pierwszy ruszył w dużej panice z okolicy krzyżówki Gdańska Artyleryjska w dół ulicy;
"W dalszej wędrówce po ulicach miasta udałem się w górę ul. Gdańskiej. I tu strzelanina była bardzo żywa. Szczególnie koło hotelu "Pod Orłem" trudno było się przedostać, gdyż z górnych pięter domu handlowego Be-De-Te ostrzeliwano ten odcinek. Na pl. Wolności musiałem się dłużej zatrzymać. Nadjeżdżał właśnie oddział lekkiej artylerii, gdy z wieży kościoła ewangelickiego zagrał karabin maszynowy i ze wszystkich domów posypały się strzały karabinowe. I znowu widziałem padające konie, łamiące się wozy, rozbiegających się żołnierzy. W bramie, w której się znalazłem, było bardzo dużo ludności, która z ogromnym oburzeniem komentowała fakt, że Niemcy w swych kościołach stworzyli takie punktu dywersyjne. Żołnierze, wychylając się z bramy, strzelali do wieży, co było zresztą bezcelowe "
Ktoś widzi sprzeczność w tym co piszę ? Na tym forum mogę liczyć jedynie na postawy negujące. Skoro zaznaczyłem, że Kołodziejczak twierdził że z wież kościelnych nie strzelano, to dlaczego cytowany fragment udowadnia coś przeciwnego ? No, właśnie. Dlaczego. Przypominam, że opisywane zdarzenia, czyli 2 godzinna wędrówka po dzielnicach południowych, musiała być po zdarzeniach przy ulicy Gdańskiej. Jeżeli było inaczej, Kołodziejczyk kłamie, lub zawiodła go pamięć. Dziwne, że nie widział strzelaniny z wieży kościoła Marcina Lutra na Szwederowie, przy ulicy Leszczyńskiego ? Przecież to był jedyny kościół doszczętnie spalony przez Polaków. Idąc Bernardyńską nie wspomina o ostrzale z wieży kościoła ewangelickiego przy pl. Kościeleckich !!! Drugiego, wg różnych relacji, punktu dywersji w mieście.
Równie ciekawe jest to, że kiedy znalazł się przy domu towarowym Be-De-Te i hotelu "Pod Orłem" wspomina o punktach dywersyjnych w tych właśnie budynkach, dopiero później komentuje zasłyszane w bramie plotki o strzelaniu z wieży kościoła przy pl. Wolności ( wszystkie wymieniane obiekty sąsiadują ze sobą). Stojący w raz z nim w bramie ludzie wiedzą, że strzelano ze wszystkich kościołów. W tej bramie, gdzieś przy Gdańskiej Kołodziejczyk stoi również dwie godziny. Kołodziejczyk wędrował po mieście ponad 4 godziny. Nim trafił na ulicę Gdańską, nie zanotował faktu strzelania z wież kościelnych. Kiedy dotarł do Śródmieścia, widział to co wydarzyło się co najmniej dwie godziny przed opisywanymi zdarzeniami. Zasłyszane relacje przedstawił jako własne.
Przed południem dokładnie w tym samym miejscu był major rezerwy Jan Sławiński, dowódca 82 batalionu wartowniczego. W cytowanej już książce Serwańskiego na stronie 127 znajdujemy taką relację;
" Sam udałem się w tym czasie do śródmieścia. Wzdłuż całej ul. Gdańskiej leżało dużo porzuconego ekwipunku wojskowego, tj. hełmów plecaków, a także sprzętu taborowego. Panowała cisza, nikt do mnie nie strzelał. Przy pl. Wolności zobaczyłem trupa. Była to osoba cywilna. Również przy kościele Klarysek (też przy Gdańskiej) leżały ciała kilku zabitych. Były to osoby cywilne. Poległych żołnierzy nie widziałem
Major Sławiński nie widział tego czego świadkiem miał być Kołodziejczyk. A na pewno obaj odnieśli się do tej samej sytuacji, kiedy to kolumna spanikowanego wojska i ludności cywilnej spłoszona turkotem kół, uciekała przed rzekomymi czołgami niemieckimi w dół ulicy Gdańskiej, min. przez plac Wolności.
Major Sławiński uważał, że poza wybuchem paniki w samym mieście, jego batalion powierzone zadanie wykonał. Cytuję, strona 128;
"Wróciwszy do kwatery baonu zastanawiałem się, co w zaistniałej sytuacji robić. 82 baon wartowniczy wszystkie dotychczasowe zadania spełnił dobrze. Żaden ze strzeżonych obiektów nie doznał uszczerbku (...)Zrobiliśmy dla utrzymania porządku w mieście wszystko co było w mocy odwodu baonu, gdyż zasadniczym zadaniem baonu było przecież strzeżenie obiektów wojskowych w Bydgoszczy, Osowej Górze ( zach. część miasta, magazyny amunicji) i na lotnisku "
Czyli sytuacja około południa 3 września była pod kontrolą. Zagrożenia wewnętrznego nie było. A jednak V Kolumna żyła swoim życiem. I jak widać swoich obrońców na tym forum ma do dziś.
|