^^^ Zaraz po wojnie, był wielki głód mieszkaniowy. Prawdą jest, że najbardziej na tym ucierpieli właściciele kamienic, którym do mieszkań 'przydzielano nowe rodziny'.
andant pisze:
Ciekawe czy mówiłbyś tak samo będąc właścicielem kamienicy w którą kwaterunek właśnie za 2,40 meldowałby ci jakichś przypadkowych ludzi a ty byś się cisnął z rodziną na 30 metrach???
(...)
Pewnie przez te pierwsze dziesięć, czy wiecej lat po wojnie, głównie tak było. Kamienica, w której mieszkałem od urodzenia, miała właścicielkę, która zdążyła już w 'międzyczasie' za zarobione 'te grosze' zbudować domek na Czyżkówku i w nim zamieszkać. I nie cierpiała w ciasnocie. Oczywiście zgadzam się z tym, że jakikolwiek zabór czyjegoś mienia( w tym wypadku kamienic ) jest zawsze naganny. Ale przy okazji tego tematu chciałem napisać o pewnych moich spostrzeżeniach. Przez te dwadziescia lat, gdy tam mieszkałem, był tylko JEDEN remont, - klatki schodowej. I jeszcze kilka razy jakieś ekipy smołowały dach, ale mało skutecznie. I teraz dam dla porównania inną, niedaleką, też dużą kamienicę. Tam właśiciele, zjmowali pół piętra, (ponad 100m). I kto wie, czy może dlatego,ze mieszkali na miejscu, remonty były częste. Chodziłem tam do kolegi. Zawsze mnie uderzał ten kontrast miedzy 'moją', kamienicą, a jego. Tam zawsze było czysto i swieżo. I dlatego, choć przypomnę i nazwę po imieniu - draństwem było zabranie kiedyś domów właściecielom, uważam, że w tamtych ustrojowych realiach i tak ci właściciele w różny sposób podchodzili do swej własności.Nie chcę być żle zrozumiany. Ale uważam, że mieli w tamtych czasach, szczególnie po 1956r., możliwości i wpływ na to, aby zmniejszyć swe cierpienie spowodowane utratą tych domów.