Forum Bydgoskiego Stowarzyszenia Miłośników Zabytków "BUNKIER"

UWAGA: W przypadku problemów technicznych z forum lub problemów z rejestracją prosimy o kontakt pod adresem: forum@bsmz.org lub prosimy pisać w dziale "POMOC" (dział ten nie wymaga rejestracji).
Dzisiaj jest czwartek, 18 kwie 2024, 10:02

Strefa czasowa UTC+1godz. [letni]




Nowy temat Odpowiedz w temacie  [ Posty: 1 ] 
Autor Wiadomość
Post: poniedziałek, 15 lis 2010, 13:14 
Offline
Gość
Awatar użytkownika

Rejestracja: środa, 7 paź 2009, 08:57
Posty: 442
Poniżej artykuł z Newsweeka o współczesnych amiszach (odłam mennonitów) znad Wisły.
Cytuj:
Amisz zaczyna nowe życie
Dariusz Wilczak

Jedyna w Polsce rodzina amiszów ma już dość życia pod Warszawą. Sprzedaje ziemię, dom, zwierzęta. I rusza w drogę.


Stoi w polu, tuż przy drodze, wkopany w ziemię Jakuba. Z daleka wygląda jak strach na wróble. Gruby pal drewniany, solidna drewniana tablica przybita w poprzek z napisem „sprzedam”. Chodzi o to pole – półtora hektara, o ten kawałek lasu, o dom, który Jakub 15 lat temu sam zbudował. Skromny, choć duży budynek, obity blachą falistą, z oborą dla kilku krów, zagrodą dla kur, ogródkiem, w którym już wszystko, z wyjątkiem paru głów kapusty, dawno zostało zebrane. Martinowie nie ogrodzili swojej działki, bo po co. Jakby ktoś chciał wejść niezauważony i tak przecież to zrobi. Nawet gdyby Jakubowe pole bronił mur, bramy i zasieki. To do Martinów zresztą nie pasuje. I w ogóle nie pasuje do amiszów.

Przed tablicą z napisem o sprzedaży ktoś od czasu do czasu przystanie, zapyta o cenę. Ile to razem może kosztować? 400, 500 tysięcy? Takie są ceny w tym miejscu, 40 kilometrów od centrum Warszawy, w Cezarowie koło Mińska Mazowieckiego. Im dalej od Warszawy, tym taniej. Jakub już jeździł na północ. Niedaleko Ciechanowa znalazł bardzo dobrą ziemię daleko od dużych miast, daleko do najbliższej wsi, na pustkowiu. Za sprzedane tu półtora hektara tam będą mogli kupić cztery, może pięć. Z tego spłachetka pola, który dziś uprawiają, trudno wyżywić dziewięcioosobową rodzinę. Jakub zbuduje nowy dom w parę tygodni. Zna się na stolarce, murarstwie i dekarstwie. Ojciec go uczył. Jeszcze w Ameryce. Teraz Jakub zaczyna uczyć najstarszego syna, Rubena. Ruben, jak wszystkie jego dzieci, urodził się w Polsce. Niedawno skończył 15 lat. Najmłodszy, Stefan, dopiero pięć.

Dzień amisza

Dziś jest normalny dzień tygodnia, więc wstają wcześnie, przed szóstą. Trzeba nakarmić zwierzęta, przygotować śniadanie. Punktualnie o siódmej siadają do stołu. Jakub, jego żona Anita, dzieci: Ruben, Joshua, Ilona, Zofia, Waldemar, Krzysztof i Stefan. Na stole chleb, biały ser, pomidor, ogórek, herbata, mleko. Nikt jeszcze nie sięga po jedzenie. Jakub otwiera Nowy Testament, chwilę szuka fragmentu, czyta po angielsku i zaraz po swojemu tłumaczy na polski: „Strzeżcie się oto tych fałszywych proroków, którzy przychodzą do was w owczym futrze, a w środku są drapieżne wilki z nich. Poznacie ich po owocach”.

W jego angielskim jak u każdego amisza słychać twardy, chyba niemiecki akcent. Po polsku mówi z ledwie zauważalnym angielskim akcentem. Lepiej niż Anita i dzieci. Nic dziwnego, bo to on wszędzie jeździ, załatwia urzędowe sprawy i on najczęściej rozmawia z sąsiadami. Można już jeść.

Po śniadaniu Jakub pójdzie do stolarni. Anita zbierze dzieci, każe im usiąść przed czarną tablicą szkolną zawieszoną na ścianie w kuchni. Do południa będzie ich uczyła matematyki, historii i geografii. Żadne z dzieci Martinów nie chodzi do szkoły. Są Amerykanami z prawem stałego pobytu w Polsce, a dzieci obcokrajowców nie podlegają obowiązkowi szkolnemu.
– Dlaczego sprzedajecie dom, dlaczego chcecie wyjechać z Cezarowa?
– Nie ma jednej odpowiedzi – Jakub mówi wolno, z namysłem, Anita się do niego uśmiecha, jakby chciała powiedzieć, że przecież oboje bardzo dobrze wiedzą, dlaczego opuszczają swoją wieś. Jednak milczy, pozwala mówić Jakubowi. Dzieci zachowują się tak, jakby ich w ogóle nie było. Siedzą nieruchomo przy stole.
Przyjechali 17 lat temu. Razem z nimi jeszcze dwie rodziny amiszów. Po roku dwie rodziny wróciły do Stanów Zjednoczonych. Nie wytrzymały.
– Życie w Polsce dla ludzi całkiem innej kultury, innej religii nie jest łatwe – mówi Jakub. – My zostaliśmy. Chyba byliśmy trochę bardziej uparci. No i ciągle jesteśmy. Radzimy sobie.
– Ale dlaczego chcecie zacząć wszystko od nowa w innym miejscu?
– Na początku lat 90. polskie prawo zabraniało jeszcze obcokrajowcom kupować ziemię. Kiedy wybraliśmy to miejsce w Cezarowie, zaproponowaliśmy najbliższemu sąsiadowi, by za nasze pieniądze kupił posiadłość. Sąsiad się zgodził i to był początek problemów.

Zacząć życie gdzie indziej

Martinowie podpisali z nim umowę, zgodnie z którą, gdy prawo na to pozwoli, staną się właścicielami ziemi. Umowę poświadczyli notarialnie.
– Rzeczywiście – opowiada dalej Jakub – wkrótce prawo zliberalizowano. Mogliśmy dokończyć transakcję. Staliśmy się prawnymi właścicielami. Ale dwa, trzy lata temu, gdy ceny ziemi i nieruchomości bardzo szybko zaczęły rosnąć, nasz sąsiad zażądał od nas rekompensaty. Upierał się, że skoro nasza ziemia jest dziś kilka razy droższa, to i on chce z tego mieć coś dla siebie. Nie zgodziliśmy się, bo przecież nie powinien tak robić, nie miał do tego prawa. W końcu sąsiad wystąpił przeciwko nam do sądu. Sąd wprawdzie oddalił powództwo, ale on dalej nas nachodził, oczekiwał, że damy mu jakieś pieniądze. Ostatnio się wyniósł do miasta, ale jesteśmy już tym wszystkim zmęczeni. W dodatku gmina ciągle ma do nas jakieś uwagi. Że na naszym podwórku jest eternit, że nie podpisaliśmy umowy z gminą na wywóz śmieci, że nie chcemy zapomogi z opieki społecznej. My w ogóle niczego od nikogo nie chcemy. Może gdzie indziej będzie lepiej, spokojniej.
– Wszędzie będziecie się czuli jak obcy.
– Ale my i tu nie czujemy się obco. Idź na wieś, popytaj, zrozumiesz. Już postanowiliśmy zacząć życie gdzie indziej. Poza tym jak sprzedamy ziemię w Cezarowie, będziemy mogli daleko od Warszawy za te same pieniądze kupić znacznie większą posiadłość.

Cezarów to tylko mały przysiółek oddalony o dwa kilometry od całkiem sporej wsi Cięciwa i o dwa kolejne od trasy Warszawa – Terespol. Jeden sklep, kilkadziesiąt gospodarstw. Przynajmniej połowa z nich widziała Jakuba Martina przy pracy. Komuś remontował poddasze, wymieniał belki stropowe, komuś innemu robił meble do kuchni, gdzie indziej tylko doradzał.
– Robota paliła mu się w rękach – opowiada Krystyna Pęczyńska z Cięciwy. – Wiadomo było, że jak się czegoś podejmie, to zrobi dobrze i szybko. On tu stolarzy uczył takich rzeczy, że aż się dziwili. Jak jakaś niewielka praca, to nawet nie chciał pieniędzy, ale ludzie i tak mu przeważnie płacili. Dobry z niego człowiek, chociaż to trochę dziwna rodzina. Zawsze się na uboczu trzymali. Nawet ostatnio ktoś ze wsi wpadł na pomysł, żeby Jakubowi zaproponować kandydowanie do rady gminy. Uczciwy, pracowity, w sam raz na radnego. Wiadomo, że nikogo nie mógłby oszukać. Ale w końcu nikt z nim o tym nie porozmawiał, bo się okazało, że chcą wyjechać. Szkoda. Każdy ma prawo żyć po swojemu.

Na obiad po kawałku mięsa, dużo warzyw. Znów modlitwa. Anita nawet do posiłków nie zdejmuje chustki z głowy. Jakub zmienia robocze ubranie na czystą koszulę, czyste spodnie, nowe szelki. Chustka, szelki, podobne flanelowe i płócienne ubrania dla każdego członka rodziny – zewnętrzne atrybuty znane z amerykańskich filmów o amiszach. Jeśli chodzi o filmowe kadry, to wszystko. W rodzinie Martinów nie ma konia ani bryczki. Jest za to wysłużony ford – dziewięcioosobowy van, którym raz w tygodniu dojeżdżają na msze do warszawskiego zboru zielonoświątkowców. Od kilku lat mają w domu prąd, kupili pralkę, a na półce zawsze w tym samym miejscu leży telefon komórkowy.
– Chodzi o to, żeby mieć kontakt z rodzinami w Stanach – tłumaczy Jakub. – Nie jesteśmy ortodoksyjną rodziną. Zresztą ci najbardziej tradycyjni amisze to nawet w Stanach nie więcej niż kilka procent całej grupy.

Dzieci chciały wracać do Polski

Według różnych szacunków w USA i Kanadzie żyje 200-250 tys. amiszów. W dodatku jest ich coraz więcej, bo rodziny wielodzietne są regułą. Jednak historia amiszów tak naprawdę zaczęła się kilka wieków temu w Europie. Martinowie nie przypadkiem znaleźli się na kontynencie, który kiedyś opuścili ich przodkowie. I nie ma przypadku w tym, że wybrali akurat Polskę. Anita opowiada o tym dzieciom na lekcjach historii, które bardziej niż nauczaniem dziejów powszechnych są historią źródeł ich własnej religijności.

Martinowie dokładnie znali polską historię swoich braci menonitów, zanim trafili na Mazowsze. – Zaraz po przyjeździe do Polski – mówi Jakub – mieliśmy nadzieję, że uda się odnowić gminę, zachęcić ludzi do modlitwy, do czytania Biblii. Obojętnie pod jakim religijnym szyldem, amiszów czy menonitów. Ale nadzieja powoli gasła. Z Ameryki nikt do nas nie przyjedzie, a w Polsce, katolickim kraju, dobrze to rozumiemy, nasza misja może się wydawać nieco anachroniczna.

Niedawno całą dziewiątką polecieli do Stanów. Lądowali w Nowym Jorku. Potem autem dwa tysiące kilometrów do stanu Indiana. Przez szyby samochodu oglądali bardzo wysokie domy, szerokie autostrady, a im bliżej Indiany, tym większe połacie pól, farmy wielkie jak ich podwarszawska gmina. Jeśli za czymś tęsknią, jeśli im czegoś szkoda, to chyba tylko tego. W Indianie mieszkają rodzice Anity. Tłumaczyli córce, że powinna namówić Jakuba i zostać. Jeśli nie dla siebie, to dla dzieci, które w Polsce za parę lat zupełnie przestaną być amiszami. Po kilku dniach najstarsze – Ruben, Joshua, Ilona i Zofia – chciały już wracać do Polski. Wrócili.
– Jak dzieci dorosną, same zdecydują, kim chcą być – mówi Jakub. – Na pewno nie będziemy im w tym przeszkadzali.


Źródło: http://www.newsweek.pl/artykuly/sekcje/ ... ie,68080,1


Na górę
 Wyświetl profil  
 
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Nowy temat Odpowiedz w temacie  [ Posty: 1 ] 

Strefa czasowa UTC+1godz. [letni]


Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 41 gości


Nie możesz tworzyć nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz dodawać załączników

Szukaj:
cron
       
Technologię dostarcza phpBB® Forum Software © phpBB Group