Wczorajszy dzień tak mi wszystko wymieszał, że na jego koniec, wylądowałem w kinie.
We filmie jest sporo miejsc, w których idzie się pośmiać. Ale są też i takie, w których czeka się na ten moment i on nie następuje. Np esesmanowi ( nie zdradzę kto go gra i kogo), wiedząc, gdzie się znalazł, po wyjściu na balkon i zobaczeniu mimo wszystko innej rzeczywistości, powinna chociaż szczęka opaść ze zdziwienia... Chyba, że chodziło o pokazanie swego rodzaju buty, że ich nic nie zdziwi... Mniej więcej takie zachowania, czy raczej ich brak, mogą trochę przeszkadzać. Gdzieś w połowie filmu, zacząłem zastanawiać się, jaki będzie jego koniec. No bo wszystko powinno się tak pogmatwać, żeby finał filmu znów pokazał współczesną rzeczywistość. I ta myśl trochę psuła zabawę. Kilka scen mogło by być nieco krótszych. A ostatnia, finałowa, może o kilka minut dłuższa... Można by potem uruchomić wyobraźnię...
Gdy film się skończył i 'leciały' napisy, widzowie zaczęli wychodzić. Ja, (z ekipą) chyba ostatni wychodziłem. I w momencie, gdy 'pani' zamykała za mną drzwi, usłyszałem jakiś tekst...
I tu mam radę dla tych z Was którzy pójdą na ten film do kina. Poczekajcie do końca, bo być może po napisach jest jeszcze jakaś scenka.